Duński parlament osiągnął rzadko spotykaną zgodność w kwestii, która jeszcze kilka lat temu brzmiałaby jak fabuła odcinka „Black Mirror”. Przedmiotem porozumienia jest zakaz rozpowszechniania deepfake’ów – realistycznie wyglądających, ale całkowicie sfabrykowanych materiałów wideo, zdjęć czy nagrań audio, generowanych z użyciem narzędzi sztucznej inteligencji.
Nie chodzi jedynie o politykę prewencyjną wobec przyszłości. To reakcja na realne zagrożenia, które już teraz destabilizują media, podważają zaufanie do instytucji i niszczą reputację osób publicznych oraz prywatnych obywateli.
Czym są deepfaki i dlaczego są tak groźne?
Deepfake to cyfrowy bliźniak. Używając AI, można stworzyć iluzję, że dana osoba wypowiedziała konkretne słowa lub wykonała określone czynności – choć nigdy tego nie zrobiła. Technologia ta wykorzystywana jest nie tylko do oszustw finansowych, ale też do szerzenia dezinformacji oraz – w najbardziej skandalicznych przypadkach – do produkcji pornografii z wykorzystaniem wizerunku osób publicznych, najczęściej bez ich zgody.
Wielu użytkowników internetu może już teraz mieć trudności z odróżnieniem prawdziwych materiałów od sfabrykowanych. A będzie tylko trudniej – bo algorytmy uczą się błyskawicznie, eliminując wcześniejsze błędy i zwiększając realizm.
Projekt ustawy – założenia i skutki
Porozumienie zawarte przez większość duńskich partii politycznych przewiduje:
- zakaz udostępniania deepfake’ów bez zgody osób, których wizerunek lub głos zostały użyte
- możliwość dochodzenia roszczeń odszkodowawczych przez poszkodowanych
- brak kar więzienia lub grzywien – przynajmniej na tym etapie
- zapewnienie łatwiejszego procesu usuwania nieautoryzowanych treści z internetu
- wyjątki dla satyry i parodii, choć nie sprecyzowano jeszcze ich definicji prawnej
Jak zaznaczył minister kultury Jakob Engel-Schmidt, ustawa to nie tylko narzędzie ochrony jednostek, ale również wyraźny sygnał dla gigantów technologicznych: “Nie możemy akceptować rzeczywistości, w której człowiek staje się tylko materiałem do cyfrowego kopiowania bez kontroli i konsekwencji.”
Komentarz branżowy: krok we właściwą stronę, ale bez iluzji
Szef redakcji fact-checkingowej TjekDet, Thomas Hedin, nie ma złudzeń: prawo nie rozwiąże całego problemu. Docenia jednak inicjatywę jako „ważny krok w kierunku ustanowienia jasnych granic dla cyfrowej manipulacji”.
Jak zauważa, jeszcze niedawno większość deepfake’ów była pełna oczywistych błędów – źle dopasowane usta, niespójna mimika. Dziś jednak te niedociągnięcia znikają w błyskawicznym tempie. Efekt? Odbiorcy często nie są w stanie stwierdzić, co jest prawdą, a co fałszem. A to – według Hedina – zagraża podstawom zaufania społecznego.
Ograniczenia jurysdykcyjne i apel o rozwiązania unijne
Największym problemem projektu jest jego terytorialność. Nowe prawo obejmie tylko treści powstałe lub udostępniane z terytorium Danii. Deepfaki stworzone w innych krajach, a dostępne w Danii – pozostaną poza jego zasięgiem.
To ograniczenie zmusza komentatorów i ekspertów do jednej konkluzji: konieczna jest reakcja na poziomie Unii Europejskiej. Współpraca państw członkowskich może wywrzeć realny wpływ na globalnych graczy technologicznych, których platformy są dziś głównym kanałem dystrybucji zmanipulowanych treści.
Hedin postuluje jeszcze jedno: obowiązek wykrywania i oznaczania deepfake’ów przez media społecznościowe. Taka forma prewencji miałaby nie tylko funkcję ostrzegawczą, ale i edukacyjną – pomogłaby użytkownikom internetu rozróżniać autentyczne treści od fałszywych i nabierać cyfrowej odporności na dezinformację.
Czy Dania stanie się pionierem walki z deepfake’ami?
Choć nie jest to rozwiązanie kompletne, duńska inicjatywa już teraz staje się jednym z najbardziej ambitnych projektów ustawodawczych w Europie, jeśli chodzi o ograniczanie szkód wyrządzanych przez AI. To odpowiedź nie tylko na wyzwania technologiczne, ale i na moralne pytanie: kto tak naprawdę kontroluje nasz wizerunek w erze generatywnej sztucznej inteligencji?
Jeśli inne państwa podążą tą drogą – a presja społeczna i polityczna na to wskazuje – możemy być świadkami narodzin nowego cyfrowego ładu. Takiego, w którym technologia nie będzie już dłużej wymykać się spod kontroli prawa i etyki.
Czytaj dalej: