Czy Europa wciąż ma szansę w globalnym wyścigu technologicznym? Decyzja Intela o wycofaniu się z planowanych inwestycji w Polsce i Niemczech była ciosem dla europejskich ambicji technologicznych.

    W 2022 r. firma ogłosiła projekt „Silicon Junction” w Magdeburgu, wart 30 miliardów euro i wspierany przez niemiecki rząd gigantyczną dotacją 10 miliardów euro. W Polsce, pod Wrocławiem, miał powstać zakład testowania i integracji półprzewodników za 4,6 miliarda dolarów. Obie inwestycje miały stworzyć tysiące miejsc pracy i symbolizować nową erę europejskiej suwerenności technologicznej.

    W lipcu 2025 r. Intel potwierdził wycofanie się z obu projektów. Jak tłumaczył CEO Lip-Bu Tan: „firma inwestowała zbyt wiele, zbyt szybko, bez odpowiedniego popytu”. Decyzja ta wpisuje się w szerszy program cięć – 15% redukcji zatrudnienia i plan obniżenia kosztów o 17 miliardów dolarów.

    Dla Polski to nie tylko utrata prestiżowej inwestycji. To również symboliczny sygnał, że Europa przestała być dla Intela strategicznym kierunkiem ekspansji.

    Europa z ambicjami, ale bez własnych superfabryk

    Mimo tej porażki, UE nie rezygnuje z udziału w globalnym wyścigu technologiczno-przemysłowym. W 2023 r. przyjęto European Chips Act, zakładający 100 miliardów euro inwestycji i cel zwiększenia udziału UE w globalnym rynku półprzewodników do 20% do 2030 r. (dane ING z 2024 r.).

    Z danych ING wynika, że na razie Europa ma zaledwie 8% udziału w światowej produkcji chipów, a po wycofaniu się Intela z planów budowy zaawansowanej fabryki – perspektywa uzyskania nawet 6% udziału w najnowocześniejszych układach (poniżej 2 nm) oddala się.

    UE ma jednak swoje atuty – ASML z Holandii to niekwestionowany lider w produkcji maszyn litograficznych, a belgijski IMEC pozostaje czołowym ośrodkiem badań nad mikroelektroniką. Ale to zbyt mało, by konkurować z USA, Koreą czy Tajwanem, które oferują potężne pakiety subsydiów – np. USA przeznaczyły 52 mld dolarów na CHIPS Act, a Korea Południowa – aż 74 mld dolarów w ulgach podatkowych.

    Pozostała część artykułu pod materiałem wideo:

    Tylko dwa imperia z własnymi fabrykami

    Jak podkreśla Mateo Valero z Barcelona Supercomputing Center, dziś tylko Samsung i Intel projektują i produkują chipy we własnym zakresie – reszta firm to tzw. fabless, uzależnieni od gigantów takich jak TSMC. Intel próbował kontynuować ten model, ale jego niedawne kłopoty – opóźnienia technologiczne, spadający popyt i strukturalna fragmentacja – otworzyły drogę do rozmów o podziale firmy.

    Zainteresowani przejęciem części Intela są TSMC i Broadcom – pierwszy z nich mógłby przejąć fabryki, drugi – dział projektowy. To pokazuje, że o przyszłości kluczowej infrastruktury technologicznej decydują dziś głównie gracze z Azji i USA.

    Gdzie w tym wszystkim Europa?

    Europa, jak ocenia unijny raport Draghi’ego, nie może być całkowicie niezależna – łańcuchy dostaw są globalne i nieprzewidywalne. Ale UE może zbudować silniejszą pozycję w strategicznych segmentach, jak fotonika, IoT czy architektury chipletowe.

    Właśnie w tych niszach tkwi potencjał. Przykładowo, zintegrowane układy fotoniczne mogą stać się fundamentem przyszłości – oferują wyższą przepustowość, mniejsze zużycie energii i kosztów. W tej dziedzinie firmy holenderskie należą już do liderów.

    Nie brakuje też głosów wzywających do większej koordynacji na poziomie UE, skrócenia ścieżek decyzyjnych dla projektów IPCEI i wsparcia dla lokalnego designu chipów. Wydaje się, że bez zdecydowanego wsparcia publicznego – i większej determinacji – Europa pozostanie tylko trybikiem w globalnej układance.

    Czy decyzja Intela to ostateczny werdykt?

    Zrezygnowanie z projektów w Polsce i Niemczech jest kolejnym rozdziałem w trwającej transformacji giganta z USA. Ale nie można zapominać, że decyzje takie mają też kontekst polityczny. Jak zauważył minister gospodarki Saksonii-Anhalt, „filozofia America First” wróciła – a to oznacza, że inwestycje mogą być przekierowywane na rynek amerykański nawet mimo wcześniejszych zobowiązań.

    Z drugiej strony, głosy z niemieckiego świata akademickiego wskazują, że rezygnacja Intela może mieć pozytywne skutki. Nie wypaczono rynku gigantycznymi subsydiami, które mogłyby zniekształcić strukturę gospodarki.

    Intel porzucił Polskę i Niemcy – nie z powodu lokalnych niedociągnięć, lecz przez własną restrukturyzację i globalne trendy. Europa pozostaje w tyle, ale nie bez szans. Ma zaplecze naukowe, liderów technologii sprzętowej i ambitne cele polityczne. Potrzebuje jednak determinacji, by tworzyć własne centra projektowania i produkcji chipów – i nie tylko na papierze.

    Czytaj dalej: