Jeszcze dekadę temu wydawało się to futurystycznym żartem. Dziś Wimbledon – najstarszy i najbardziej konserwatywny turniej tenisowy świata – rezygnuje z sędziów liniowych na rzecz sztucznej inteligencji. Czy decyzja organizatorów z 2025 roku to zwiastun rewolucji w sporcie? A może tylko kolejny epizod na długiej drodze oswajania maszyn w ludzkich rozgrywkach?
Wimbledon bez sędziów liniowych – historyczny moment
Po 147 latach tradycji, Wimbledon ogłosił pełne wdrożenie systemu Electronic Line Calling (ELC) na wszystkich 18 kortach turnieju. Tym samym, ludzcy sędziowie liniowi zniknęli z kortów w SW19 – na zawsze? Wszystko wskazuje na to, że tak. Jak tłumaczy Sally Bolton, CEO All England Club: „To właściwy moment, by sięgnąć po maksymalną precyzję w sędziowaniu”.
Technologia, za którą stoi firma Hawk-Eye, nie tylko monitoruje wszystkie linie kortu, ale także śledzi pozycję stóp serwujących i generuje realistyczne głosy sędziowskie. W praktyce trudno odróżnić, czy to człowiek wykrzykuje „Out!”, „Fault!” lub „Foot error”, czy maszyna. Co więcej, emocje nie zostały zapomniane – głos automatu odzywa się głośniej, gdy piłka ląduje blisko linii.
W sobotę bądźmy szczególnie czujni. Możemy sprawdzić, jak działają systemy podczas finału, w którym zagra Iga Świątek! Polka w tym roku gra na trawiastych nawierzchniach naprawdę niesamowicie.
Transmisja finału Wimbledonu w sobotę w Polsacie, Polsacie Sport 1, Polsacie Sport Premium 1 oraz online w Polsat Box Go. Początek finału Świątek – Anisimova o godzinie 17.00.
Sztuczna inteligencja w bunkrze
Za elektronicznym sędziowaniem stoi precyzyjnie zorganizowana operacja. W specjalnym pomieszczeniu, przypominającym wieżę kontroli lotów, nad poprawnością działań ELC czuwa 50-osobowy zespół. Każdy operator odpowiada za dwa korty, a do jego dyspozycji są osiem ekranów i systemy wizualizacji 3D torów lotu piłki.
Kamery rozlokowane wokół kortu (dokładnie 12 na każdej arenie) analizują trajektorie lotu piłek, wykrywają pozycje stóp i generują decyzje w czasie rzeczywistym – z dokładnością, której nie sposób osiągnąć ludzkim okiem. Instalacja systemu na Wimbledonie trwała sześć tygodni i wymagała testów.
Od Cyclopsa do Hawk-Eye. Czy historia zatacza koło?
Warto przypomnieć, że to nie pierwsza próba wprowadzenia elektroniki na korty Wimbledonu. W 1980 roku pojawił się system Cyclops, obsługujący tylko linię serwisową. Jak przypomina The Guardian, reakcje były pełne sceptycyzmu i drwin. Ilie Năstase sugerował, że maszyna działała jak produkt radziecki, a Butch Walts domagał się jej wyłączenia w trakcie meczu.
Sprzęt bywał zawodny – raz zapomniano go włączyć, innym razem wywołał linię przez… ptaka lądującego na trawie. Dla wielu sędziów i komentatorów tamtego okresu perspektywa „komputerów zamiast ludzi” była wizją z pogranicza dystopii i herezji sportowej.
Opór przed nowym? Mniejszy niż kiedyś
Co ciekawe, w 2025 roku technologia spotyka się z bardziej pragmatycznym odbiorem. Jak przyznała Aryna Sabalenka: „Cokolwiek system mówi, tak po prostu jest. To mniej stresu w głowie”.
To ważna zmiana mentalności – jeszcze niedawno zawodnicy żyli w ciągłej niepewności, czy warto składać challenge. Dziś wszystko rozstrzyga bezosobowy system, niepodatny na presję kibiców czy błędy ludzkie. Czy to poprawia jakość widowiska? Niewątpliwie upraszcza decyzje. Ale czy pozbawia mecz elementu dramaturgii?
Human touch vs algorytmiczna precyzja
Krytycy nowoczesnych systemów, jak dawniej John Goggins z Football League, wciąż przypominają: „Odbieramy grze element ludzki, a przecież to sport dla ludzi z emocjami”. W rugby, futbolu czy krykiecie również trwały (i trwają) debaty, czy technologia powinna być wsparciem czy wyrocznią.
W przypadku tenisa ELC przejęło całość zadań linii bocznych. To nie wsparcie – to zastępstwo. Czy za kilka lat sędzia główny również zostanie zredukowany do asystenta systemu? Trudno powiedzieć. Ale ewolucja od Cyclopsa przez Hawk-Eye do ELC pokazuje wyraźny kierunek.
Wimbledon jako poligon przyszłości?
W 1980 r. David Irvine pisał, że „nauka spotkała się z lodowatym przyjęciem na Wimbledonie”. W 2025 r. nikt już nie protestuje z rakietą w dłoni. Czy to dowód postępu, czy znieczulicy na dehumanizację sportu?
Wimbledon stał się nie tylko miejscem gry, ale także laboratorium przyszłości sportu. Sędziowie liniowi odeszli w cień, być może na zawsze. A my, kibice, zostajemy z pytaniem: czy idealna precyzja to zawsze dobry wybór?
Choć „błąd ludzki” może irytować, to właśnie on niekiedy czyni grę żywą i nieprzewidywalną. A przecież nie po to oglądamy sport, by widzieć tylko bezbłędne wykresy 3D.
Czytaj dalej: